Szłyśmy koło ronda i rozmawiałyśmy, kiedy Alex złapała mnie za rękę i schowała się za jakiś głaz.- Co robisz? - zapytałam, wyrywając się z uścisku jej dłoni.
- Zobacz, kto właśnie idzie! - powiedziała przyjaciółka pół szeptem. Wyjrzałam powoli zza głazu i ujrzałam Gasia.
Gasiu to łysiejący, średniego wzrostu nauczyciel historii. Kiedy jeszcze chodziłyśmy tu do szkoły, uwziął się na nas, i zawsze każdy żartował, że jesteśmy jego ulubienicami, choć w gruncie rzeczy było kompletnie na odwrót. Pan miał dziwne poczucie humoru i był czesto wredny, w szczególności dla Alex. - Zobacz, kto właśnie idzie! - powiedziała przyjaciółka pół szeptem. Wyjrzałam powoli zza głazu i ujrzałam Gasia.
Kiedy go zobaczyłam, powróciły dawne wspomnienia; kiedy pytał nas co historię i wstawiał same kapy. Na szczęście mnie nie zauważył i przeszedł bez mrugnięcia okiem obok głazu, za którym stałyśmy.
Zaczęłyśmy się nieprzyzwoicie głośno śmiać.
- O Boże, jak ja go nienawidziłam - powiedziała Alex, kiedy już wchodziłyśmy do wnętrza spodka.
- No, ja też... te jego: liczba krzeseł w tej sali podzielona przez liczbę okien plus liczba drzwi wynosi... 9, numer Oli! Zapraszamy, zapraszamy do pytania - zaśmiałam się.
- O matko, nie przypominaj mi nawet... tak się stresowałam, że mi się gorąco robiło...
Przeszłyśmy zakręt i przed nami stanął Liam.
- Hej, Liam! - zmieniłam język na angielski. - Co u was? Jak było na spotkaniu?
- Było świetnie, ale chodźcie z nami, bo nie potrafimy się dogadać, że światłowcem - odpowiedział i pociągnął mnie za sobą, a ja pociągnęłam Alex.
Stanęłam przed niskim, pulchnym panem z burzą loków.
- Chcemy fioletowe i białe światła - powiedział Liam.
- Chcą fioletowe i białe światła - powiedziałam do pana po polsku.
- Aaaa! Trzeba było tak od razu - odpowiedział facet i zasiadł przed komputerem. - Może być fiolet z lekką domieszką granatu? - zapytał.
- Tak, może - odpowiedziałam i zwróciłam się do Liama. - Załatwione.
- Dzięki! Teraz idziemy zrobić próbę dźwięku. Lepiej zaśpiewać na początku WMYB czy One Thing? Zastanawialiśmy się z chłopakami.
- WMYB, to prawie klasyka - powiedziała Alex.
Liam się wyszczerzył. Poszliśmy wszyscy do sali głównej, gdzie miał się odbyć koncert. Było to ogromne pomieszczenie, z wielgachną sceną, na której aktualnie stali wygłupiający się Zayn i Harry.
- Dobra, chłopaki! Mary i Alex mówią, że WMYB - powiedział Layn i wszedł na scenę.
Każdy ustawił swój mikrofon, a ja i Alex stanęłyśmy przed sceną. Harry dał znak dźwiękowcowi i rozbrzmiał podkład muzyczny. Chłopcy zaśpiewali WMYB i One Thing, a następnie stwierdzili, że wszystko jest OK, pozbieraliśmy wszystko i wyszliśmy ze spodka.
- To co, jedziemy teraz do domu? - zapytałam.
- W sumie to głodny jestem - powiedział Louis i zmarszczył czoło.
- Ja też! - powiedział Harry.
- Też bym coś wrzucił na ruszt... - mruknął cicho Liam.
Zayn pokazał kciuka, a Nialla nie musiałam pytać: każdy wie, że on zawsze ma ochotę na jedzenie.
- Ja nie jestem głodna, ale z chęcią wam potowarzyszę - powiedziała Alex.
Westchnęłam i zapytałam:
- To na co macie ochotę? Pizza, frytki, kebab... a może hamburgery?
- Szczerze mówiąc, zjadłbym coś swojskiego. Polskiego - powiedział Harry i się uśmiechnął.
"Haha, dam im roladę z kluskami śląskimi, ciekawe czy by im smakowało..." - pomyślałam.
Spojrzałam na Alex. Ta wzruszyła ramionami. Nagle, żarówka zaświeciła się nad moją głową! Miałam pomysł.
Dwie godziny później siedzieliśmy na ławce w parku z pełnymi brzuchami. Zjadłam dużo za dużo! A miałam być na diecie...
- Te wasze... pierogi są pyszne! - powiedział Niall i puścił mi oczko.
- Ta... niestety, wszystko co dobre musi być kaloryczne - mruknęłam.
- Martwisz się... szybko to zrzucisz. A co ci zastąpi pyszne pierożki, no co? - żartowała Alex.
Dałam jej kuksańca.
- A myślałam, że nie byłam głodna.
- No widzisz, a jednak zjadłaś 8 sztuk... - powiedział Zayn i wyliczył na palcach.
- Zamknij się - jęknęłam. - Rób wszystko, ale nie wypominaj mi, ile zjadłam...
- 8 sztuk? Słabo... ja zjadłem 14 - powiedział Harry.
- Hazz, przecież każdy wie, że wpierdalasz ile wlezie, a i tak jesteś chudy - powiedziała Alex.
- Może masz tasiemca - powiedział do Harry'ego Liam.
- Ja po prostu w nocy, jak wy śpicie, chodzę na siłownię, dlatego mam takie ciało - powiedział z sarkazmem Harry.
- Tak, oczywiście, a ja jestem dziewicą - powiedziała Alex i natychmiast się zamknęła, rozumiejąc, co właśnie palnęła.
Louis popatrzył na nią tępo, a Zayn rzucił jakiś żart dla rozluźnienia atmosfery.
Co chwila do naszej ławki podlatywały fanki chłopców prosząc o zdjęcie czy autograf, tak więc czym prędzej się stamtąd wynieśliśmy.
- To co, jedziemy do domu? - zapytał Liam.
- Wy jedźcie, my z Mary musimy iść coś załatwić - powiedziała Alex.
Co załatwić? Nic o tym nie wiedziałam.
- Okej... Zadzwonię do mamy i jej powiem, że chłopcy przyjadą beze mnie - powiedziałam i zadzwoniłam.
- Mamo, chłopcy zaraz przyjadą do domu, ale ja muszę iść z Alex coś załatwić na mieście. Po prostu się nie odzywaj i ich wpuść - powiedziałam, kiedy usłyszałam mamę w słuchawce.
- No dobrze, ale wróć na kolację. Jak jest po angielsku "Co byście zjedli"?
- Mamo, nie rozmawiaj z nimi. Zabijesz ich akcentem.
Mama prychnęła i się pożegnała. Schowałam komórkę kieszeni.
- Dobra, chłopcy, wsiadajcie w waszą zajebistą limuzynę. Spotkamy się za dwie godziny, podejrzewam - powiedziała Alex i pociągnęła mnie za sobą.
Na odchodne pomachałam chłopcom i ruszyłam za Alex.
- Hej, gdzie idziemy? Co mamy załatwić? - zapytałam.
- Musimy iść, po pierwsze: kupić jakieś ciuchy na urodziny Liama, po drugie: kupić materiały potrzebne do zrobienia albumu na prezent. Wiesz, tego o którym mówił ci Zayn.
- Skąd wiesz co mi mówił Zayn?
- Nie mówił tylko tobie. Podsunął nam ten pomysł na lotnisku, kiedy Liam poszedł kupić kawę, nie pamiętasz?
Próbowałam sobie przypomnieć ten moment, lecz jedyna rzecz, która przewijała mi się w tej chwili przez myśl, był dział z lakierami do paznokci na jesień w InStyle.
- Dobra, whatever - powiedziałam i ruszyłyśmy obie w stronę centrum handlowego.
Godzinę później stałyśmy przed kolejnym sklepem z butami.
- Przysięgam, że to ostatni sklep z butami, do którego dzisiaj wchodzę - powiedziałam.
- Nie marudź! Muszę znaleźć idealne szpilki w beżowym kolorze. Ale muszą mieć dość wysoką platformę, jasny kolor i sprawiać, że będę miała nogi jak top model.
- Nie możesz wziąć jakichś, które zalegają ci w szafie?
- Kurde, Mary. Ty nie musisz wydłużać nóg, ale ja tak!!! I potrzebuję do tego beżowych szpilek.
Chodziłyśmy już czwartą godzinę po galerii, i powiem szczerze, że nogi pomału odmawiały mi posłuszeństwa. Kupiłam piękną, czerwoną sukienkę oraz czarną, krótką marynarkę i byłam spełniona.
W sklepie Alex przymierzała chyba dziesięć par szpilek i żadne jej nie pasowały. Te za wysokie, te za drogie, nie ma dobrego rozmiaru, "widzisz ten kolor?!"... Już miałyśmy wychodzić, kiedy nagle przyjaciółka stanęła jak wryta.
- Alex, idziesz... - zaczęłam, ale zaniemówiłam i również nie dowierzałam własnym oczom.
Przed nami stała Annie i oglądała buty, jak gdyby nigdy nic.
- Annie?! - wykrzyknęłyśmy ja i Alex równocześnie.
- Mary! O, i Alex... - powiedziała dziewczyna i zmarkotniała. - Jak dobrze was widzieć! Co tu robicie?
- Co MY tu robimy? - Alex prychnęła. - Jesteśmy w swoim kraju. Pytanie brzmi: co ty tu robisz?
- No, ja myślałam, że wiecie! Chłopcy powiedzieli, że urządzacie imprezę urodzinową Liamowi. Więc kazali mi przylecieć. Jutro w klubie Energy 2000, o 19. Więc jestem, a teraz szukam butów. A wy?
- Szukamy butów na imprezę urodzinową Liama - palnęłam.
Alex spojrzała na mnie z miną typu facepalm.
- Aha... Mieszkam w hotelu, niedaleko - powiedziała Annie. - Co macie dla Liama?
- Album ze wspomnieniami, zdjęciami, itp - powiedziała Alex.
- Harry do mnie dzwonił i coś wspominał. Mogę wam pomóc!
- Harry do ciebie dzwonił, powiadasz. No dobra, to kupuj buty i idziemy do sklepu po materiały papiernicze i pisiemnicze.
Alex w końcu zdecydowała się kupić jedne szpilki. Wprawdzie nie były beżowe, tylko delikatnie brzoskwiniowe, ale i tak wyglądały świetnie. Annie też jakieś nabyła i poszłyśmy do sklepu papierniczego. Kupiłyśmy papier kolorowy, pisaki, mazaki, pastele, folie, nożyczki, klej na gorąco, cyrkonie, różne ozdóbki no i oczywiście wielki, niebieski album z pustymi kartkami w środku. Razem z Alex odprowadziłyśmy Annie do hotelu i pojechałyśmy autobusem do domu.
Stanęłam przed drzwiami mieszkania mojego i rodziców, i zapukałam. Nikt nie otwierałam. Nacisnęłam dzwonek. Nic. Znowu popukałam. Nacisnęłam klamkę i ku mojemu zdziwieniu, drzwi ustąpiły. Usłyszałam śmiech dochodzący z salonu, więc zamknęłam cicho drzwi i weszłam do pokoju.
Przy stole siedzieli moi rodzice, Zayn, Louis i Niall i bawili się w najlepsze. Grali w karty, rozmawiali i się śmiali. Zaraz, zaraz... rozmawiali?! Po jakiemu? Na stole stała opróżniona butelka po wódce. Ano tak, alkohol łamie wszystkie bariery, nawet językową.
O, Marta! Dobrze, że jesteś! Ale możesz gdzieś wyjść, mamy męski wieczór - powiedział tata, kiedy mnie zauważył.
Zayn się uśmiechał, Louis podśpiewywał, a Niall nakładał sobie sałatki. Wszyscy byli narąbani jak stodoły. No, takiego powitania się nie spodziewałam.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
piszesz bosko:)
OdpowiedzUsuńczekam na następne rozdziały
Fajnie, ale nie ma takiego słowa jak 'jakichś'...
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie
Onestory-onedirection.blogspot.com
Fajnie, ale nie ma takiego słowa jak 'jakichś'...
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie
Onestory-onedirection.blogspot.com
HAHHAHAHAHAHA NIE MA TAKIEGO SŁOWA? NO NIE MOGĘ, JEBNĘ TU ZARAZ
OdpowiedzUsuńNie no.. fajna impreza.. nie ma co..A później bd wielki KAC:P
OdpowiedzUsuńJuz im współczuje:P
czekam na kolejna nn:P
Imprezka wymiata, nawalenie się też ;) ciekawe jak to jest haha. Chce juz następny! ;) /Clauds ze stole-my-heart-xoxo.blogspot.com
OdpowiedzUsuń